Dla siebie zakupiłem dwie sztuki, dla Lyny – jedną. Przyszły listem tak zapakowane:
W woreczku znajdował się wilgotny papierowy ręcznik – sprytny sposób na zabezpieczenie przed wyschnięciem.
Lyna była akurat niedaleko, więc przyjechała i od razu przystąpiliśmy do sadzenia. Z jej wiedzą było oczywiście łatwiej.
Najpierw rozpakowaliśmy drzewka.
Trzeba było także przygotować stanowisko pracy...
Trzy doniczki, ziemia, łopatka i folia dla zminimalizowania zabrudzeń.
Ziemię należy przesypać do jakiegoś pojemnika, np. wiaderka i dodać tyle wody, by po ściśnięciu pięści z ziemią było czuć, że jest mokra, ale żeby nie wydostawały się krople wody pomiędzy palcami (o ile dobrze pamiętam) – wiedza Lyny. :D Na dno doniczki wsypujemy ziemię, potem jedną ręką trzymamy sadzonkę, a drugą dosypujemy ziemi. Na koniec dociskamy ziemię – korzenie muszą się z nią mocno stykać, aby ją pobierać. Dlaczego lepiej najpierw zmoczyć ziemię najpierw, a nie posadzić drzewka do suchej, a następnie ją podlać? Pierwszy sposób jest po prostu bezpieczniejszy - mamy pewność, że ziemia jest wilgotna (cała) i że drzewko na pewno ma dostęp do wody. Gdybyśmy posadzili drzewka do suchej ziemi i potem podlali, to nie mielibyśmy tej pewności.
Efekt
Drzewko Lyny:
Drzewka Jana:
I jeszcze takie rodzinne zdjęcie z dębem:
Smerfastycznie
OdpowiedzUsuń